Jarosław Kaczyński zaapelował w sobotę do rządu o znowelizowanie tegorocznego budżetu w związku z powodzią. Deklaruje gotowość współpracy z rządem w tej sprawie i zapewnia, że nie chce zwiększać deficytu budżetowego.
„Nie ukrywam, że gdybym był w dalszym ciągu premierem, to ten budżet na pewno byłby już znowelizowany. (...) Muszą być środki na to, żeby pokryć straty (powodziowe - PAP). Muszą także zapadać decyzje dotyczące przyszłości. (...) W 1997 roku w tej fazie powodzi budżet był już znowelizowany” - powiedział Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej w Sejmie.
Kandydat na prezydenta podkreślił, że wzywał do nowelizacji budżetu na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Apelował o realizację inwestycji związanych z ograniczaniem zagrożenia powodziowego, które - jak mówił - „były już zaplanowane, a następnie zostały zdjęte”. „One w niektórych wypadkach były nastawione dokładnie na to, żeby nie zdarzyło się to, co się właśnie - zdarzyło, np. jeśli chodzi o Wisłokę. (...) Trzeba się umieć przyznać do tego, że jakieś decyzje były błędne i je zmienić, bo naprawdę jest na to już najwyższy czas. (...) Gdybym ja był premierem, to te inwestycje by trwały” - zaznaczył.
Dodał, że gdyby stał na czele rządu, wprowadziłby „nadzwyczajne procedury”, które uprościłyby ubieganie się o pomoc państwa. „Żeby nie trzeba było wypełniać tych 16 stron dokumentów po to, aby otrzymać 6 tysięcy złotych. Jestem też przekonany, że ta suma byłaby większa” - powiedział Jarosław Kaczyński.
Z uznaniem wypowiadał się o mobilizacji mieszkańców terenów zagrożonych powodzią. „Ale mamy też informacje o różnego rodzaju niedobrych wydarzeniach, jak na przykład w Wilkowie, gdzie najpierw rozbito wał, żeby spuścić wodę, a później się go nie odbudowuje. Podobnych wydarzeń jest więcej, trzeba na nie reagować. Państwo nie powinno w żadnym wypadku tego pozostawiać, nawet, jeżeli są to incydenty” - dodał.
Jak zaznaczył, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego „padają czasami argumenty, że dzisiaj
deszcz, a nie pieniądze padają z nieba w Europie, że mamy kryzys w Europie i że będą się od nas domagali oszczędności”. „To są argumenty, które w żadnym wypadku nie mogą być brane pod uwagę. Kanclerz Schroeder kiedyś powiedział nam, Polakom, żebyśmy pamiętali, że decyzje dotyczące Niemiec będą zapadały w Berlinie. Otóż decyzje dotyczące Polski muszą zapadać w Warszawie” - zaznaczył.
MS/PAP